Seks w wydaniu ekologicznym? Czemu by nie! I wcale nie mam na myśli miłosnych igraszek na łonie natury. A co? Sypialniane szaleństwa w eko-bieliźnie i przy użyciu eko-gadżetów.
Świat bielizny przechodził już różne rewolucje. Były zestawy świecące w ciemności, samoprzylepne stringi nie odznaczające się pod obcisłymi, lejącymi się sukienkami, staniki likwidujące zmarszczki, zwiększające swą objętość pod wpływem temperatury czy zaopatrzone w GPS’a. Teraz przyszedł czas na ekologię. Cóż, można było to przewidzieć zważywszy na fakt, że akcje prowadzone pod zielonym sztandarem stają się coraz popularniejsze i wkraczają w coraz więcej obszarów naszego życia. Już od dłuższego czasu jemy eko-dżemy, smarujemy się eko-kremami i nosimy eko-torby. “Zielone” ubrania, majtki i staniki były więc tylko kwestią czasu.
Co zatem kryje się pod pojęciem “mody ekologicznej” i czym eko-bielizna różni się od tradycyjnych komplecików z koronek, bawełny czy dzianiny? Projektanci i producenci zaproponowali kilka sposobów powiązania przemysłu odzieżowego z działaniami ekologicznymi. Pierwszy z nich dotyczy rodzaju materiałów zastosowanych do produkcji bielizny i opatrywany jest etykietką „organic”, „recycled” lub „vegan”. „Organic” oznacza, że dana tkanina (zazwyczaj bawełna) jest w 100% naturalna i przyjazna dla środowiska oraz że w procesie jej wytwarzania nie użyto żadnych środków chemicznych. Pojęcie eko-materiału tak naprawdę stosowane jest jednak w znaczeniu o wiele szerszym, bo podciąga się pod nie również tkaniny pochodzące z recyclingu. Należą tu zarówno materiały wyprodukowane z polimeru PET (popularnego tworzywa sztucznego, z którego robione są naczynia, butelki, opakowania i obudowy urządzeń elektronicznych), jak i te, które pozyskano ze starych, niemodnych ubrań i ponownie wykorzystano do szycia strojów.
Taka forma recyclingu jest obecnie coraz bardziej popularna. W Krakowie każdego roku organizowane są warsztaty kreatywnego przerabiania ubrań, podczas których uczestnicy pod okiem wykładowców Szkoły Artystycznego Projektowania Ubioru ze swoich znoszonych ciuchów tworzą prawdziwe modowe cacka, z kolei w Nowym Jorku jedna z firm wpadła na pomysł produkowania strojów kąpielowych ze starych koszulek z logami zespołów czy uczelni.
Jak już wspomniałam, jest jeszcze etykietka „vegan”, która oznacza, że dane ubrania, dodatki czy bielizna powstały bez stosowania okrucieństwa wobec zwierząt. Odpadają zatem wszelkie surowce pochodzenia zwierzęcego takie jak skóra, futro, wełna i różne jej gatunki (np. angora, kaszmir, moher), jedwab czy pierze. Ubrania z metką „vegan” projektuje np. Stella McCartney, zagorzała zwolenniczka ochrony środowiska i obrończyni praw zwierząt.
Nurt ekologiczny w modzie wiąże się jednak nie tylko z rodzajem zastosowanych materiałów oraz ze sposobem w jaki zostały one wyprodukowane, ale również z warunkami, w jakich wykonywali swoje zadania pracownicy. Ten obszar eko-produktów opatrywany jest etykietką „fair trade” (uczciwy handel), co oznacza, że dana bielizna produkowana jest z poszanowaniem praw pracowników.
Seks w wersji ekologicznej to jednak nie tylko eko-bielizna, ale tez eko-prezerwatywy czy eko-wibrator. Co to takiego? Ekologiczne prezerwatywy produkowane są z naturalnego, pochodzącego od owcy materiału (te tradycyjne to prawdziwy grzech przeciw naturze, bo po pierwsze, nie ulegają biodegradacji, po drugie, by je zrobić trzeba wyciąć drzewo kauczukowe), z kolei eko-wibrator działa na baterie słoneczne, a materiał, z którego został wykonany, nadaje się do recyclingu.
A co wy, drogie panie, powiecie na zieloną erę w waszej sypialni?