Było ich kilka. Pierwsza przyjaźń jeszcze z podstawówki. Połączyła nas wspólna ławka klasowa. Potem były plotki na temat starszych chłopaków. Smak pierwszego na spółkę wypalonego papierosa. Spotkania, zwierzenia, wpisy do pamiętników. Wtedy myślałam, że to na zawsze. Kiedy przyszedł czas liceum przyjaźń ustała samoistnie, nie było już wspólnych tematów, znajomych chłopaków do obgadywania, dzieliły nas szkoły w zupełnie różnych miastach.
W liceum nawiązałam kolejne przyjaźnie. Paczka dziewczyn z podobnymi poglądami na życie, słuchających podobnej muzyki, lubiących spędzać wolny czas w podobny sposób i wyróżniająca się na tle klasy strojem. Od poniedziałku do piątku, kiedy mieszkałam w internacie stanowiły dla mnie rodzinę. Mogłam na nie liczyć. Pamiętam, gdy kiedyś zupełnie niesłusznie dostałam karę za jazdę bez biletu w ciągu długiej przerwy zorganizowały zbiórkę na mój mandat.
Drugi rok studiów, pierwszy dzień w nowym mieszkaniu. W pokoju obok radosna dziewczyna rozpakowuje swoje rzeczy śpiewając jakąś religijną piosenkę. Dziwna- pomyślałam. A później okazało się, że jest najcudowniejszą osobą na świecie, ciepłą, przyjazną, ale też konkretną.
Na czwartym roku zupełnie niespodziewanie pojawił się ktoś jeszcze. Zakręcona, zwariowana kobieta. Podczas wspólnego pomieszkiwania dowiedziałam się o niej dużo. Ja wysłuchiwałam jej historii o nowo poznanych facetach, w tym obawy związane z jednym takim, którego żoną jest dziś. Ona pocieszała, gdy ryczałam i psioczyłam na cały świat. Trzytygodniowy pobyt z nią w Moskwie będę pamiętać pewnie do końca życia.
Kilka lat temu pojawił się w moim życiu człowiek, którego teraz potrafię nazwać przyjacielem. Jest największym pesymistą jakiego znam. I dobrze, że jest i dystansuje mnie od moich problemów patrząc na nie chłodnym męskim okiem. Ale on jest facetem, więc zupełnie się nie liczy:)
Gdzie dziś są moi przyjaciele? Czym się zajmują? Co lubią? O przyjaciółce z podstawówki coś tam wiem, ale nie za dużo, tyle ile pokaże na Facebooku, ile powiedzą wspólni znajomi. Nawet nie wiem, czy czyta bloga, czy go lubi, nigdy mi o tym nie mówiła. Moja paczka z liceum rozpierzchła się po Polsce. Raz na sto lat spotykamy się na weselu którejś z nas i wspominamy stare czasy. Tęsknie za nimi, ale każda z nas ma już swój świat za którym pozostałe nie nadążają. Ciężko byłoby powiedzieć mi o nich „przyjaciółka”, ot, znajoma z liceum. Przyjaciółki ze studiów są nimi nadal. Jedna mieszka na drugim końcu Polski, druga za granicą. Ciągle obiecujemy sobie, że się znów spotkamy, ale życie krzyżuje plany. Obie są teraz w pięknym momencie życia- spodziewają się dziecka. Na szczęście mamy kontakt telefoniczny i Fejsbukowy, ale też jakby coraz rzadszy… Tęsknię za nimi przeogromnie, za naszymi kawkami, malowaniem paznokci, piciem wina i pogaduszkami o wszystkim.
Trochę zazdroszczę kobietom, które mają te same przyjaciółki od czasów dzieciństwa. Znają się od zawsze, więc nie muszą siebie tłumaczyć nowym ludziom. Rozumieją się bez słów, umawiają na wspólne kawy i zakupy najpierw jako studentki, potem na spotkania z dziećmi a po wielu latach razem bawią wnuki. Osobiście nie znam nikogo, kogo przyjaźń przetrwałaby wiele, wiele lat, ale może te szczęśliwe psiapsióły z telewizji zdarzają się również w realu. To przecież naturalne, że przyjaźnie i znajomości trwają latami. To normalne, że się rozpadają. Ludzie zmieniają poglądy, zdobywają nowe zainteresowania. Zmienia się towarzystwo, otoczenie ludzi, z którymi zwykliśmy przebywać. Tylko dziwnie przykro jest, że ktoś, kto kiedyś był bardzo bliski jest teraz zupełnie obcą osobą.Przykro, że tak łatwo potrafił zrezygnować z przyjaźni z powodu jakiejś błahostki. Że już się nie angażuje, że mu nie zależy. To takie uświadomienie sobie kolejnego etapu, który trzeba było zamknąć. Czasem z hukiem, pośród wyzwisk i wrzasków, czasem z pretensjami na wieki wieków, a zazwyczaj tak po prostu, jakby nigdy nic. Wczoraj przyjaciółki, dzisiaj znajome. Jak były mąż…
Na koniec pozdrawiam wszystkie moje dawne, obecne i przyszłe przyjaciółki. Fajnie, że byłyście/jesteście/będziecie. Szczególne pozdrowienia ślę mojej najlepszej, największej przyjaciółce. Nie chce pić ze mną kawy, malować paznokci, nie pogada o facetach, nie rozumie niektórych życiowych tragedii. Ale trwa przy mnie od kilkunastu lat bez większych fochów. Pozdrawiam Cię Mężu!